czwartek, 12 września 2013

Zakręcone miejsca: Radzionków - Muzeum Chleba, Zabrze - Kopalnia Guido


Pod koniec sierpnia pojechaliśmy na Podhale. Mimo miłości do gór od dłuższego czasu unikamy Tatr ze względu na ilość turystów. Tak na marginesie, w te wakacje uzyskaliśmy potwierdzenie, że słusznie wybieraliśmy alternatywne warianty górskie (głównie Dolomity). Chodzenie po górach czując oddech innych turystów na karku kłóci się z ideą odpoczynku w górach, oderwania od świata, ucieczką do natury. A wracając do tematu, skorzystaliśmy z okazji, i po drodze (Łódź-Mursasichle), postanowiliśmy pozwiedzać. Jakoś tak się złożyło, że podróżowaliśmy z pełnym składem, czyli w pięć dorosłych osób. Plan obejmował tylko dwie pozycje: Muzeum chleba oraz Kopalnię Guido.

W obu miejscach dokonałam stosownych rezerwacji. O ile w przypadku muzeum nie było to niezbędne, to do kopalni praktycznie się bez rezerwacji nie dostaniecie (o tym poniżej).

Muzeum chleba, a właściwie Muzeum Chleba, Ciekawostek i Szkoły (http://www.muzeum-chleba.pl/) mieści się w Radzionkowie. W wakacje nie spotkaliśmy tłumów, ale – wg informacji założyciela Pana Piotra Mankiewicza – w roku szkolnym można naliczyć od kilku do dwudziestu autokarów dziennie. Pewnie więc warto zrobić rezerwacje. My dotarliśmy przed czasem, ale kilka osób czekało ze zwiedzaniem na nas. Do muzeum wchodzi się przez salę, w której prowadzona jest sprzedaż profesjonalnych maszyn i urządzeń dla gastronomii. Gdyby nie to, że na nas czekano pewnie utknęłabym przy mieszałkach, formach oraz całej masie nieznanego mi sprzętu (właśnie zajrzałam na stronę wspomnianej firmy ”IZI” Mankiewicz www.mankiewicz.pl  i… nie mogę się oderwać: gotowanie jest jedną z moich pasji, maszyna do granity 6.900 netto – chyba nie sprawię sobie takiej zabawki;),półprofesjonalny mikser 5l 1.800zł.  Nie spodziewałam się, że aż tyle kosztuje wyposażenie piekarni!!! Przesiewacz do mąki 8.300zł, dzielarka 3.500, mikser 110l 29.000, zmywarka do koszy 26.000).

Zostaliśmy jednak porwani i usadzeni przed ekranem telewizora. Niestety film dotyczący chleba (to jedyne niestety w całym zwiedzaniu, szkoda, że na samym początku) był patetyczny jak Kronika filmowa (poprzedzała ona jednak właściwy film). W trakcie pokazu zerkaliśmy raz po raz na siebie zastanawiając się, czy to nie żart, ale tak nie było. Spostrzegawcze oko dostrzegło także, że sztucznie rozmnożono długość obrazu filmowego, jako że kilka scen powtarzało się.

Po filmie na oprowadzanie po muzeum zabrał nas sam właściciel – Pan Minkiewicz. Miejsce to niewątpliwie nie tylko powstało, ale i żyje dzięki niemu. W muzeum, na szczęście – to moje osobiste zdanie, nie ma żadnych, albo prawie żadnych opisów prezentowanych eksponatów. Zamiast tego dobry duch tego miejsca co i rusz rzuca pytaniami jak z Seksmisji „Do czego służył ten przedmiot, siostry!” przy czym nie pasowałoby dokończenie cytatu „Nie ma chyba potrzeby tłumaczyć”. Mimo, że w naszej tylko jedna osoba urodziła się w czasie zmiany systemu, to w większości przypadków wysilaliśmy nasze mózgi do ciężkiej pracy umysłowej w celu odnalezienia właściwej odpowiedzi. Pierwsze narzędzia, które obejrzeliśmy służyły do prania (tara, maglownica, „pralka bąbelkowa” na kiju). Nawet o ile potrafiliśmy przy niektórych podać prawidłowo nazwy, to nie wiedzielibyśmy jak ich użyć! Wśród kolekcji Pana Minkiewicza znalazły się filiżanki dla wąsaczy (odkryłam, że w ofercie ma takowy wzór Fabryka AS Ćmielów o której pisałam przy okazji Żywego Muzeum Porcelany, http://www.as.cmielow.com.pl/pl/3/sklep/1/13/-/1107/ Ciekawe, że firma chwali się, że jest to eksperyment artystyczny z 1937 roku. Skoro filiżanka Pana Piotra Mazurka http://www.trojmiasto.pl/skarby_niezwykle/Kubek-dla-wasaczy-Piotr-Gdansk-s35.html przetrwała dwie wojny, to pomysł na tego typu rozwiązanie musiał pojawić się wcześniej. Cena filiżanki, bagatela, 400zł, no ale to ręczna robota, no i porcelana. Moja lepsza połowa będzie musiała wycierać wąsy tak jak to dotychczas czyniła:)), filiżanki do picia chudego lub tłustego rosołu, różnego rodzaju foremki do ciast, maszynka do karmelków (przypominająca o niedawnej wizycie w Manufakturze Cukierków http://www.manufaktura-cukierkow.pl/ - więcej o niej „wkrótce”, na Tablicy znalazłam taką maszynkę http://tablica.pl/oferta/maszynka-do-wyrobu-cukierkow-landrynek-lizakow-ID38vtx.html , ale 2500zł to za dużo jak na gromadzenie eksponatów), miedziane prysznice z przepływowym ogrzewaczem wody na węgiel, piec chlebowy i setki innych eksponatów, co jeden to bardzie fascynujący za sprawą właściciela.
W części muzeum związanej ze szkołą Pan Minkiewicz posadził nas do ław szkolnych, obwieścił dzwonkiem lekcję i poświęcił lekcję bieliźnie męskiej i damskiej. Warto zobaczyć spodnie, czy majtki z klapą – może i one wrócą kiedyś do łask?;) Notatki z lekcji można było sporządzać na tabliczkach używając kamiennych rysików. Moje rówieśnice, ale i nasze mamy, oglądając i dotykając tych eksponatów mają pewnie przed oczami scenę z Ani z Zielonego wzgórza kiedy rozbija tabliczkę na głowie Gilberta Blythe.
Mieliśmy także możliwość zrobienia własnej bułki zaplecionej w warkocz, którą na koniec każdy ze smakiem spałaszował (generalnie wypiek jest dedykowany dzieciom, ale bez tych bułek muzeum chleba byłoby bardzo od niego odległe, więc proście o wypiek).
Już na odchodne Pan Minkiewicz podrzucił nam zagadkę, która dla mnie była z gatunku nierozwiązywalnych, a którą mąż mojej przyjaciółki rozbroił w 20 sekund.
Cena dla osób indywidualnych 14 zł.
Moja ocena ****+: szkoda, że nie można zobaczyć przynajmniej niektórych cudeniek związanych z wypiekiem w działaniu, że film jest tak „nieczasowy”, że robi gorzej a nie lepiej idei wartości chleba oraz że tak mało chleba w chlebie
 
Wizyta w Muzeum Chleba, Ciekawostek i Szkoły tak się przeciągnęła, że do Kopalni Guido (Muzeum Górnictwa Węglowego; www.kopalniaguido.pl ) w Zabrzu dojechaliśmy z 7 minutowym spóźnieniem. Mieliśmy zrobioną rezerwację na godzinę 13.00, a o 13.07 Pani pracująca w kasie obsztorcowała nas, że się spóźniliśmy i dopiero po krótkiej dyskusji zaczęła załatwiać możliwość dołączenia do grupy z 13.00, która zdążyła zjechać na poziom 320. Gdyby nie to, że poza lepszą połówką towarzyszyły mi jeszcze trzy znajome pewnie podziękowałabym i odwiedzilibyśmy inną kopalnię, bądź atrakcję z listy Szlaków Zabytków Techniki www.zabytkitechniki.pl, gdzie obsługa potraktowałaby nas uprzejmiej.
Złe pierwsze wrażenie wymazał skutecznie i to już w pierwszym minutach oprowadzający nas przewodnik, były górnik. Trasa na poziomie 320 sprawiła na nas wrażenie. Nasz przewodnik, dzięki swojemu doświadczeniu, ale także maszynom, które są uruchamiane w trakcie zwiedzania, przekonał każdego sceptyka, że praca górnika to naprawdę ciężki kawałek chleba (w co ani przez chwilę nie wątpiłam)a wszystko to z humorem, na luzie, a jednocześnie bardzo, ale to bardzo profesjonalnie. Nie było pytania na które nie uzyskalibyśmy odpowiedzi. Na 2,5 kilometrowej trasie usłyszeliśmy huk wentylacji (bez pracujących maszyn trudny do wytrzymania choćby i chwilę), zobaczyliśmy pracujące przenośniki i przejechaliśmy się  górniczą kolejką podwieszaną, przez chwilę także znaleźliśmy się w kompletnych ciemnościach.
Po dwóch godzinach dotarliśmy do końca trasy, który wypada w… pubie K8. Gdyby nie dudniąca muzyka techno i świadomość, że winda wynosząca na powierzchnie odjeżdża co pół godziny być może zostalibyśmy tam na obiad.
UWAGA: konieczne rezerwacje (no i nie ważcie się spóźnić),
cena biletów dla poziomu 320: 26/21 zł w tygodniu, 28/23 w weekend, bilet łączony poziom 170 i 320 odpowiednio 36/31 i 38/33.
Ocena ****+ (gdyby nie Pani w kasie…)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz