środa, 18 września 2013

Zakręcone miejsca: Warszawa - Niewidzialna wystawa

Do Warszawy staram się jeździć jak najrzadziej. Przeszkadza mi niesamowity pęd, hałas, mega szerokie ulice i ogromniaste odległości między przystankami. Dodatkowo dopiero po n-tej wizycie nauczyłam się odnajdować w labiryncie korytarzy na Dworcu Centralnym. Po wizytach służbowych w „stolycy" jak najszybciej wsiadałam w pociąg, aby zdążyć przed tłumem pracujących w Warszawie, a dojeżdżających. W moim przypadku wyjazd do Warszawy wymaga naprawdę dobrego powodu i taki powód dzięki moim przyjaciołom się znalazł. Tym razem to nie ja przecierałam szlaki i zachęcałam do odwiedzin w jakimś miejscu, ale udawałam się czyimiś śladami. Miejsce, które tak poruszyło moją przyjaciółkę, a zrobiło ogromne wrażenie na mnie to Niewidzialna wystawa http://niewidzialna.pl
Nie jest to oryginalny pomysł, bo pierwsza taka wystawa, jak podano na stronie Wystawy, powstała w 2007 w Budapeszcie. Nie ma to jednak znaczenia, bo w Polsce takich lub podobnych miejsc nie ma.
Wystawa jest okazją do poznania świata osób niewidomych, sprawdzenia innych niż wzrok zmysłów, spojrzenia od innej strony na to czym jesteśmy obdarzeni. Dawno nie znalazłam się w totalnej ciemności i nie miałam okazji w pełni się skoncentrować. Co „zobaczyłam” (tego czasownika żadne z nas, osób widzących, nie potrafiło nawet tylko na czas zwiedzania odrzucić) na Wystawie? Tego, zgodnie z prośbą prowadzących Wystawę, zdradzić nie mogę. Mogę powiedzieć tylko, że zawierzyłam słuchowi, dotykowi, węchowi… Nie było łatwo, ale na pewno niezwykle, interesująco i zmysłowo. W naszej drodze przez świat niewidomych poprowadzili nas fantastycznie ludzie, gotowi odpowiadać na wszystkie pytania, mające poczucie humoru i pięknie brzmiące głosy (przepięknie). Wrażenia? Moje pełne ahów i ochów i odczucie, że to nie najgorsze co może nas w życiu spotkać, choć na pewno nie najłatwiejsze. Przyjaciółka miała odmienne odczucia, raczej z gatunku „to straszne”. Nieważne co poczujecie po odwiedzeniu Wystawy, na pewno poczujecie, zmienicie zdanie o swoim życiu i  o tym co ważne. Zabierzcie ze sobą przyjaciół, rodziców, dzieci, to na pewno będzie zadziwiających 90 minut (w tym 0,5 godz. w ciemnościach).
Fot. yankodesign.com
za:
http://technow.pl/telefon-komorkowy-na-jezyk-braille%E2%80%99a
 
Rezerwacji można dokonać na stronie, jeśli tego nie zrobicie, to być może będziecie musieli poczekać, bo co 15 minut wchodzą na Wystawę maksymalnie 8-osobowe grupy.
Cena: warta każdej minuty (21/16 w tygodniu; 25/21 w weekend kupując online, na miejscu ceny wyższe o 3zł).
Ocena: *****
 
Do kompletu: na miejscu można coś przekąsić lub napić się ciągle wypatrując w mroku jakichkolwiek znaków. Wydawało mi się, że w większych miastach można odwiedzić restauracje organizujące kolacje w ciemnościach. Z tego co udało mi się ustalić to w Łodzi Restauracja TiTi organizuje raz na jakiś czas kolacje. (najbliższa 28 września http://www.titi.com.pl/kolacja-w-ciemnosci/) W Warszawie można było spróbować, czy „jemy” także oczami w Dans le Noir, ale nie jestem w stanie odnaleźć tej restauracji (odnośnik http://www.danslenoir.com/novotelwarsaw/?l=pol zawiera info dla… 2008 roku!). Posiłek w kompletnych ciemnościach można spożyć w Poznaniu (http://www.darkrestaurant.pl/witamy.php  , opinie http://kuchniaslonia.blogspot.com/2013/01/jedzenie-w-ciemnosci-czyli-dark.html; zestaw 60-120zł) – chętnie się wybiorę, to musi być naprawdę niezwykłe, choć wiem, że sporo z moich znajomych nie zjadłoby niczego czego wcześniej nie widziało. Pamiętam efekt, jaki wywołało podanie na pewnym hallowin-owym przyjęciu „dżdżownic” z ciemnej galaretki, czy grobów (czarne pokruszone oreo… ale o tym kiedy indziej). Wniosek: ludzie lubią wiedzieć co jedzą, a nawet jak wiedzą, to jeśli nie widzą, to może nie być łatwo.
Jako, że nie znalazłam restauracji w której można by spożyć jedzenie w ciemnościach postawiłam na innego typu jedzeniowe szaleństwo: lody w przedziwnych smakach. Od dawna marzyły mi się lody pomidorowe, a w necie udało mi się znaleźć informacje o włoskiej lodziarni w Warszawie, która specjalizuje się w niezwykłościach. Niestety na Nowym Świecie wspomniana lodziarnia już nie istnieje, a brak było wskazówek gdzie jest przeniesiona. Dopiero w domu znalazłam informację, że Limoni Canteri 1952 https://www.facebook.com/limoni1952 mieści się teraz na Zwycięzców oraz na Dąbrowskiego (na pieszo raptem 10 minutL), a więc lody buraczkowe, marchewkowe, czy piwne muszą poczekać „sarà prossima volta”…
 
W następnym odcinku o innych miejscach w W-wie, nadziejach i rozczarowaniach…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz