Postaram sie Was zabrać nie tylko w góry Trydentu-Górnej Adygi, ale i na piaszczyste plaże Sardynii, odkryć złoto Sycylii, towarzyszyć na ślubie włoskiej pary, pozwolić popróbować lokalnej kuchni...
Dlaczego kosmici? No cóż... niby jesteśmy podobni, mamy dwie ręce, dwie nogi, jedną głowę i jedno serce, które bije w podobnym rytmie. Funkcjonujemy jednak odmiennie. Myślę, że fascynacja może być obustronna - tzn. nas Polaków Włochami (krajem i ludźmi) i Włochów Polską i Polakami, ale pięknie się od siebie różnimy. Kiedy się człowiek tego nauczy, to nie pozostaje nic innego jak ekploracja:)
SARDYNIA
Nad Sardynią przeszedł właśnie cyklon o wdzięcznej
nazwie Cleopatra http://www.ilfattoquotidiano.it/2013/11/19/maltempo-sardegna-16-morti-e-2700-sfollati-letta-lo-stato-ce-e-fa-il-massimo/782490/#foto-la-furia-dellacqua-a-torpe-nuoro
. Niestety poza wdzięczną nazwą królowa pozostawiła
po sobie ogromne zniszczenie, kilkanaście osób zabitych, a blisko 3000 osób
musiało uciekać. Szacowanie strat pewnie trochę potrwa…
Sardynia pod koniec maja była niesamowicie zielona. Próbowałam się dopytać, czy to tak normalnie. Gospodyni jednego z B&B, w
którym nocowaliśmy odpowiedziała, że w tym roku jest wyjątkowo zielona. Ale na
pytania „A jak jest w sierpniu?” nasapała się, namachała rękoma, ale przez usta
jej nie przeszło że nie. Warto więc na Sardynię wyruszyć właśnie na wiosnę.
Przyroda o tej porze roku jest niesamowita: kwitnące rododendrony, opuncje,
jakaranda mimozolistna (niezwykłe fioletowe kwiaty)… a do tego niesamowita
ilość odcieni zieleni… Domyślam się, że na Sycylii musi być o tej porze
podobnie (niestety Sycylię odwiedziłam tylko we wrześniu).
W maju można podjeść czereśni (olbrzymie, słodkie i
soczyste), truskawek, ale odkryliśmy dla siebie także nespolo del Giappone. Ich
polska nazwa to niewiele mówiące nieśplik japoński/miszpelnik japoński/groniweł
japoński/kosmatka japońska … Szkoda, że się ich nie sprowadza do Polski. Są
wielkości śliwki, mają dość grubą skórkę i są słodko-gorzkie. Kryją w środku pojedynczą,
podwójną, a czasami nawet poczwórną pestkę gładką, jak nasze kasztany.
Znalazłam także corbezzolo, o
którym dotychczas tylko słyszała. Niestety poza smakiem miodu nadal nie wiem “czym
się je je”. Sardynia, to owoce morza, fantastyczne cozze, czy bottarga. Ale
w zachwyt wprawił nas makaron z pomidorami , grillowane bakłażany i cukinie –
proste i tak niesamowite.
To co poza zielenią bardzo mi się podobało to góry –
niestety w ciągu tak krótkiego okresu oraz ze względu na pogodę nie udało nam
się ruszyć na szlaki… następnym razem…
Cztery dni, a jakbyśmy wrócili z dwutygodniowych
wakacji…
SZCZEGÓŁY
Sardynię odwiedziliśmy tej wiosny (V/VI 2013), nieco
przypadkiem i bez planu. Było spontanicznie, bo kiedy okazało się, że Ryanair ponownie
uruchamia loty z Łodzi do Bergamo tylko kilka kliknięć, 8 tygodni i 520 zł (za
dwie osoby, lot w obie strony) dzieliło mnie od wyjazdu. Decyzja o kupnie
biletów była spontaniczna. Na tyle spontaniczna, że już kilka minut później
przyszła myśl, co w Bergamo, czy też Mediolanie przez te 4 dni będziemy robić.
Nie mam nic do miast, tak tych małych, jak i dużych, ale czas wolny wolę
spędzać na łonie natury. Dodatkowo samolot z Łodzi przylatuje do Bergamo o 22:35,
więc w Mediolanie bylibyśmy około północy. Pomyślałam – każdemu raz na jakiś
czas się zdarza – że można by wsiąść w pociąg i jechać do rana i tak spędzić
noc… Niestety pociągi z Mediolanu wyruszają rano, a gdyby nawet to czerwona strzała
(frecciarossa) dociera do Rzymu w mig, bo w ok. 3 godziny i kosztuje… więcej
niż samolot (ok. 70-90 euro za podróż w jedną stronę). Z Bergamo tanimi liniami
można dotrzeć w wiele przepięknych miejsc, a wybór padł na Sardynię.
Prognozy pogody były wielce obiecujące – temperatura pod
koniec maja ok. 25 stopni, średnio 2 dni deszczowe, woda ok. 20 stopni.
Plan na Sardynię był taki, żeby nie planować. Minimalny
bagaż (tanie linie lotnicze), karta kredytowa, no i znajomość języka.
NOC NA LOTNISKU W BERGAMO
Ponieważ samolot do Cagliari mieliśmy wcześnie rano
decyzja o spędzeniu nocy na lotnisku wydawała się jedynie słuszną. Niestety lotnisko
w Bergamo jest małym lotniskiem. O 22:35 ledwo udało nam się znaleźć dwa
miejsca siedzące, a do północy dobijali kolejni turyści, zarówno ci wysiadający
z lądujących samolotów, jak i ci, którzy mieli rano samoloty, niektórzy Obrze przygotowani
ze śpiworami, karimatami… Nie jest to jednak najbezpieczniejsze i
najspokojniejsze miejsce, w którym zdarzyło mi się spędzić noc. Wprawdzie kilka
razy pojawił się patrol policji, ale to
nie pozwoliło mi przymknąć oczu.
BERGAMO-CAGLIARI
90 minut lotu, 570 zł później (lot w obie strony za dwie
osoby koniec maja) wylądowaliśmy na zielonej wyspie. Bezpośrednio z lotniska
(małe) odjeżdżają autobusy do Cagliari, stolicy wyspy. Nie zdążyłam uzyskać
żadnych informacji o tym gdzie warto się udać, co zobaczyć, gdzie nocować, bo
autobus „już odjeżdża”. Bilety kupuje się w automacie na lotnisku (można też w
autobusie) i 10 minut później można zwiedzać miasto.
CAGLIARI
Po Cagliari przedreptaliśmy z naszym lekkim bagażem,
który po kilku kilometrach w słońcu taki się nie wydawał. Na dłużej zatrzymaliśmy
się tylko w ogrodzie botanicznym, bo nie miasta były naszym celem. Uciekliśmy z
Cagliari dość szybko, choć nie tak szybko jak zamierzaliśmy. Okazało się, że
mieliśmy problem z namierzeniem punktu IT (mimo końca języka za przewodnika i
mapy). Odszukanie informacji turystycznej zajęło nam, bagatela, kilka
kwadransów (tzn. znaleźliśmy przy stacji PKP i pętli autobusowej starą,
zarośniętą pajęczynami i pokrytą kurzem, nowa znajduje się bliżej portu,
zaledwie kilkadziesiąt metrów dalej, ale przysłoniły nam ją parkujące tam
autokary). Pracownik informacji nie mógł zrozumieć, że nie poszukujemy
miejskich rozrywek i uparcie przekonywał nas do pozostania w Cagliari, mimo że
wyraźnie określiłam, że chcemy być blisko natury. Twierdził, że poza Cagliari „nic
nie znajdziemy, a ludzie wieczorami co najwyżej grają w karty” (na co
odpowiedziałam, że mamy karty). Zastanawialiśmy się nad podróżowaniem po wyspie
pociągiem, ale na południu koleją można dojechać do miast (np. do Iglesias), a
nie na same wybrzeże. Mieliśmy trochę problemów z wynajęciem samochodu (z powodu
ich braku w wypożyczalniach, bo to „poza sezonem”, doradzam wcześniejszą
rezerwację online), ale ostatecznie malutkim i nowym Renault Twingo (zwróćcie
uwagę na ubezpieczenie AC, trzeba dopłacić; sieć AVIS za cztery dni z AC 185
euro, bez paliwa) ruszyliśmy zwiedzać plaże. Odwiedziliśmy ich kilkanaście.
Małe, duże, z białym lub żółtym piaskiem… najważniejsze że były puste. Wiatr i
zimna jak na tę porę roku woda (choć i tak cieplejsza niż w Bałtyku w sierpniu)
nie przeszkodziły nam poopalać się i wykąpać. Generalnie na wyspie bardzo
narzekali na tegoroczną pogodę. Normalnie już pod koniec kwietnia można
plażować.
Z miejsc do spania godnych polecenia: gospodarstwo agroturystyczne Bingia Bonaria, bardzo sympatyczni gospodarze i niesamowite jedzenie (tak swoją drogą: na czym, jak na czym ale we Włoszech na jedzeniu nie należy oszczędzać, inaczej trudno odkryć ten kraj) http://www.bingiabonaria.it/ (50 euro od osoby ze śniadaniem i kilkudaniową specjalnie dla nas przyrządzoną kolacją)
Z noclegami nie ma problemu na wybrzeżu, ale kilka kilometrów
w głąb mieliśmy problemy (i niczego poza jednym **** hotelem, którego cena nas
skutecznie zniechęciła, nie znaleźliśmy, dojechaliśmy więc do wybrzeża)
Niech Was nie zmylą odległości – drogi są kręte, więc
nie da rady dociskać zbytnio gazu
Zdjęcia pochodzą z południowo-wschodniej części Sardynii
trasa: Cagliari-Pula-Chia-Teulada-Sant’Antioco-Carbonia-Iglesias
Jestem pod wrażeniem. Bardzo dobry artykuł.
OdpowiedzUsuńŚwietna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń